Chodzi o to, aby stopniowo eliminować wszelkie wszystkie środki, które rządziły życiem społecznym i gospodarczym na Wyspach Kanaryjskich w ciągu ostatnich dwóch lat. Pomimo stopniowego zmniejszania ograniczeń na Teneryfie i pozostałych wyspach, dane epidemiologiczne się poprawiają. Dlatego też na wyspach pozostaną tylko te niezbędne środki higieny, aby żyć z wirusem, czyli używanie maski w pomieszczeniach, zachowanie dystansu i mycie/dezynfekcja rąk.
Od dwóch tygodni na Wyspach Kanaryjskich widać stopniowe łagodzenie obostrzeń. I choć rząd w Madrycie nie zezwolił na obniżenie poziomu alarmowego np. na Teneryfie, to władze poszczególnych prowincji same zdecydowały, że zniosą pewne restrykcje (jak np. wymóg posiadania certyfikatu w hotelach czy restauracjach, czy limit osób, które mogą siedzieć przy wspólnym stoliku).
Dane epidemiologiczne potwierdzają, że pomimo zmniejszenia ograniczeń, ilość zakażeń spada. Tendencja spadkowa jest podobna na wszystkich wyspach, z wyjątkiem Lanzarote, gdzie się ustabilizowała i Fuerteventury, która notuje wzrost. Na pozostałych wyspach krzywa epidemii uległa zmniejszeniu. Na Teneryfie rejestruje się 433 nowe przypadki dziennie, oraz 2732 tygodniowo, co stanowi spadek o 13%. Z kolei Gran Canaria zwiększyła liczbę przypadków o 400, z czego w tym tygodniu zarejestrowała łącznie 2664, o 14% mniej niż w poprzednim tygodniu. La Palma z 41 pozytywami, El Hierro z 10 i La Gomera z 4, kontynuują spadek liczby chorych.
Co to oznacza dla turystów? Teoretycznie niewiele się zmieni, bo obecne ograniczenia dotyczą godzin otwarcia restauracji i dyskotek oraz ilości osób w pomieszczeniach, oraz na zewnątrz. Teoretycznie ograniczona jest liczba osób w sklepach, choć tak naprawdę nikt tego nie sprawdza. Pewne jest, że rząd Hiszpanii długo nie zrezygnuje z testowania podróżnych/wymogu okazywania paszportów covidowych przy lotach z innych państw. Na Pewno długo zostaną z nami też maseczki w sklepach, instytucjach i komunikacji publicznej.